Spisie treści

- Artykuł pierwotnie opublikowany 6 sierpnia 2021 r

To może brzmieć głupio, jako objawienie. Oczywiście moje życie nie jest filmem, zobaczmy. Zauważyłbym to, gdyby ekipa filmowa śledziła każdy mój ruch z czasów młodości!

A jednak, czy nigdy nie miałeś czasami wrażenia, że ​​żyjesz przez ekran? Czy nie wszyscy jesteśmy bohaterami naszych własnych historii, centralnym bohaterem naszego własnego istnienia? Logicznie rzecz biorąc, jestem rzeczywiście bohaterką filmu, filmem mojego życia.

Ile razy nie wyobrażałem sobie, żebym został złapany pod niskim kątem w moich najbardziej intensywnych chwilach zwątpienia , w obliczu moich najgorszych dylematów, w uścisku najpoważniejszych trudności? Niemal słyszałem straszną ścieżkę dźwiękową, którą doradziłbym reżyserowi, gdyby moje życie zostało przekształcone w filmy.

Idealny scenariusz

Mam wrażenie , że przez te wszystkie lata trzymałem się scenariusza idealnego scenariusza : wzorowej małej dziewczynki, ale przede wszystkim szczęściarza. Na każdym rozdrożu w moim życiu zawsze były ekscytujące możliwości, a nawet pewne ryzyko, które trzeba było podjąć. Wyjechałem za granicę, na przygodę, mając 16 lat, myśląc o odejściu od tekstu, gdy zaczyna się improwizować.

Po powrocie do Francji wrócił do scenariusza, do „normalnego i oczekiwanego” kursu: licencjat, studia (w dużej szkole), rok Erasmusa (obowiązkowy punkt tej uprzywilejowanej klasy studenckiej), dyplom, staż koniec studiów, który prowadzi do kierowniczego CDI w dużej firmie, z szarym dywanem i filcowanymi ścianami.

Film, mówię ci!

Więc nieuchronnie, kiedy wszystko zaczęło się rozpadać, kiedy zobaczyłem pierwsze przeszkody w filmie, wierzyłem w zwroty akcji. Testują mnie. Umarłbym z nudów, uduszony rutyną bez tych kilku przypomnień rzeczywistości, przez te scenariuszowe przeciwności.

Stałem się dorosły, nie zdając sobie z tego sprawy. Bez płaczu, bez krzyku, bez bólu, prawie bez porażek, przeszedłem od rozmarzonego nastolatka do ambitnego studenta, a teraz z młodego, dynamicznie zmotywowanego dyrektora do zblazowanego młodego dorosłego.

Odrętwiały przez sen w pracy w metrze, wciśnięty w garnitury, siedzący na śmiesznych butach, czasami przewracałem oczami, szukając kamer, słuchając lektora, który zdradzałby oszustwo i powiedz mi, że jestem więźniem fałszywej rzeczywistości, jak The Truman Show.

Moje dorosłe życie

Krótko mówiąc, w moim życiu nic nie szło lepiej, a mimo to doskonale trzymałem się scenariusza. Który sadystyczny scenarzysta wyobrażał sobie ten okrutny zwrot akcji? Czy to naprawdę było „bycie dorosłym”? Jak mogłem czuć się tak nieodpowiedni do tego życia, skoro do tej pory każdy z jego etapów wydawał mi się tak naturalny?

Wysłałem to wszystko dwa lata temu. Potrzebowałem porządnego wypalenia, zablokowania pleców i poczucia własnej wartości w trzydziestym szóstym poniżej, aby w końcu zatrzasnąć drzwi i rzucić kręcenie tego złego spin-offu, dla którego nigdy nie miałem znak.

Było dużo poczucia winy. To „dorosłe życie”, z którego zrezygnowałem, było jednak świętym Graalem, którego pożąda wiele osób (w tym młodzież!).

Mieszkał sam i nie był już ze współlokatorem, rozmawiał z doradcą w banku o inwestycjach i hipotece, to był plan kariery, trzynasty miesiąc, konto oszczędnościowo-inwestycyjne, akcje, mile Air France i Europcar zamiast karty w wieku 12–25 lat. To było inne życie, którego w końcu nie chciałem.

Opuszczenie jej było aktem buntu, jakiego nigdy w życiu nie zrobiłem. Ale jak za każdym razem, gdy zmieniałem pas ruchu, zawsze lądowałem na nogach w taki czy inny sposób, po raz kolejny spodziewałem się, że znajdę jakąś formę komfortu. Prawdopodobnie było gdzieś napisane i zamierzałem wiedzieć, jaką decyzję muszę podjąć, jaką ścieżkę mam teraz podążać.

„To nie jest życie”

Skorzystałem więc z chwili obecnej, czekając, aż „ktoś” przyśle mi scenariusz. Skorzystałem z okazji, aby przeżyć swój młodzieńczy kryzys i cieszyć się życiem, jak nawias szaleństwa, czekając, aż „dorosłe życie” mnie dogoni, na „ktoś” zasugeruje, żebym wrócił inną drogą . Przeszedłby przez inną pracę i prawdopodobnie zacząłbym znowu na tych samych krokach: wydostać się ze współlokatora, wygładzić swoje przyzwyczajenia i styl życia, zwiększyć poziom komfortu materialnego.

Ale mijały miesiące i nic nie nadeszło. To tak, jakbym kontrolował własne życie, jak scenarzysta „szczęśliwej gwiazdy”, który dostarczył mi doskonały scenariusz, porzucił mnie.

I wtedy rozległo się kliknięcie. Podczas oglądania filmu The Reign of Children, wypowiedź bohatera Raphaëla Descraquesa poruszyła moje serce:

Ale to nie jest życie, życie jest nudne, mamy obowiązki, nie robimy tego, co chcemy. "

To zdanie boleśnie odbijało się echem uzasadnień, jakie sobie podawałem, kiedy moje „dorosłe życie” ważyło czasami zbyt wiele, a potem coraz częściej.

Jeśli „być dorosłym” to oddać duszę swojego dziecka, to nigdy nie będę dorosły, bo to część mnie, której po prostu odmawiam. Odmawiam rezygnacji z naiwności, spontaniczności, wyobraźni, kreatywności, nonszalancji, lekkości.

Moja rola dziecka nie przeszkadza mi w byciu odpowiedzialnym i dokonywaniu przemyślanych wyborów. Ale moja dorosła część już uniemożliwiła mi spełnienie.

Nie wiem, co to znaczy „być dorosłym” w naszym świecie i w naszych czasach. Postępowałem zgodnie ze scenariuszem, który mi został podany, idealnego dzieciństwa, dobrych studiów tak, jak powinno, pierwszej pracy, która dobrze wypada w CV.

Ten scenariusz jest tym wszystkimi doskonałymi rodzinami w amerykańskich filmach. Gdybym utrzymał ten rozmach, wyobrażam sobie, że miałbym męża, dwoje dzieci i psa!

Wyrzucając ten scenariusz do kosza, zostawiłem wspólny wątek tej historii napisanej już przez moich rodziców i znaczną część ich pokolenia. Bez zarysowania planu B do wykonania później.

Nawet się nie boję!

Nawiasem mówiąc, położyłem krzyż na tej dziewczynie, którą moi rodzice bez wątpienia chcieliby, abym się stał. Bez poczucia winy.

I teraz ?

Darmowa improwizacja

Poszedłem do kina na Boyhood i w końcu udało mi się powiedzieć słowo o lęku podczas snu, który tłumiłem przez kilka miesięcy (prawdopodobnie odkąd odszedłem z pracy w korporacji).

Boyhood to historia chłopca w wieku od sześciu do osiemnastu lat. Idź do niego, to cholerny policzek.

Poruszyło mnie to, że film sprawia wrażenie, jakby nie miał scenariusza. Wygląda jak film dokumentalny, bez lektora i bez inscenizacji. A jednak to film! Jest świadomie napisany na podstawie scenariusza, ale bohaterowie wydają się go ignorować, wydają się tacy szczerzy, okaleczeni wątpliwościami i obawami tak banalnymi, oczywistymi, realistycznymi.

Tam zdałem sobie sprawę, że moje życie nigdy nie było filmem. „Nikt” nigdy nie dał mi scenariusza do naśladowania, to ja zdecydowałem się wzorować swoje wybory na wyborach dorosłych wokół mnie , słuchać ich rad i podążać za możliwościami.

Gdybym był wierzący, modliłbym się do niebios, aby zesłały mi znaki. Gdybym był przesądny, rzuciłbym monetą. Jest to niewątpliwie mieszanka wiary i przesądów, która sprawiła, że ​​uwierzyłem w „moją szczęśliwą gwiazdę”, tak jakby moje życie było już napisane i że wystarczyło podążać za jego ramami.

I dopóki moje wybory życiowe były zgodne z oczekiwaniami społecznymi (i rodzinnymi), o ile „opinia publiczna” odpowiadała na nie pozytywnie, nie miałam powodów do wątpliwości. Aż zdałem sobie sprawę, że nie chciałem szczęśliwego zakończenia, które obiecała ta ścieżka.

Gdybym żył zgodnie ze scenariuszem, to dziś zdaję sobie sprawę, że teraz improwizuję . Moje wątpliwości i obawy są logicznymi produktami całkowitej niepewności, która wisi nad wynikiem tego ujęcia i następnych.

Bez siatki

Nigdy nie bałem się na scenie, ale pamiętam, że musiałem radzić sobie z większym stresem przed meczami i pokazami improwizacji. Nauka i tworzenie własnego tekstu przed rozpoczęciem gry było wygodne. Improwizowanie było przerażające. Zawsze była to forma przemocy, rzucać się na scenę, nie wiedząc, co zamierzam zrobić.

To jest teraz moje codzienne życie. Żadnych powtórzeń, żadnych dmuchaw w przypadku czarnej dziury, żadnego drugiego ujęcia w przypadku awarii, ani nawet zwykłego partnera, na którym można się oprzeć, z kim można zbudować relację zaufania, która ułatwia pokonywanie okresów zwątpienia .

Teraz wszystko jest bez siatki.

Osiągnąłem to wszystko po prostu osiągnąłem pewien spokój. Nie, nie jestem „dorosły” w rozumieniu określonej wizji życia. Nie z powodu braku prób, ale nawet nie próbuję się usprawiedliwić: nie muszę.

Ta świadomość uwalnia mnie jednocześnie od wszelkiej krytyki, jaką byłem w stanie znieść odnośnie moich ostatnich życiowych wyborów. Nie oceniam tych, którzy trzymają się scenariuszy napisanych i wyreżyserowanych przez rodziców przed nimi, tych, którzy podążają utartym szlakiem. Oceniam ich tym mniej, ponieważ te wybory niekoniecznie są łatwiejsze: nawet gdy wiemy, dokąd zmierzamy, zawsze gramy przeciwko kaprysom życia.

Ale nie przyjmuję już krytyki ze strony tych wszystkich, którzy uzyskali jakąś formę stabilizacji w swoim życiu. Być może zapomnieli, może nigdy nie zaznali chaosu, nieprzewidywalności i niestałości, tego poczucia niejasności i nieznanego, które odczuwa się, gdy próbuje się dokonać projekcji nieokreślona przyszłość.

Brak planu jest zarówno wyzwalający, jak i przerażający.

Czasami wciąż spotykam ludzi, którzy myślą, że mogą zepsuć mi film z mojego życia , swoimi „zobaczysz, zmienisz zdanie”, „skończysz w kolejce” (który dokładnie?) Lub bardziej, zdecydowanie, "Nie możesz tak żyć w nieskończoność!" ”.

Pisklę?

Z poważaniem, jeśli przeczytałeś scenariusz, nagraj go. Nie chcę już wiedzieć. Już tego nie potrzebuję.

Na ten sam temat…

  • Rzuciłem studia i robię to, co mnie podnieca
  • Jak tanio podróżować i uczynić z tego sposób na życie?
  • Porzuć wszystko i przygotuj kawę na Madagaskarze - Testimonial
  • Postanowiłem nie pracować - Referencje
  • Testowałem dla ciebie ... zrób mój nastoletni kryzys w wieku 27 lat
  • Wypalenie zawodowe: kilka wyjaśnień psychologicznych

Popularne Wiadomości