panienko, jest 11 września 2021 roku i właśnie zobaczyłem artykuł Dzień, w którym spowodowałem czyjąś śmierć w samochodzie w twoich sieciach społecznościowych.

Proponuję opowiedzieć moją historię, osobę, która uratowała kogoś przed wypadkiem samochodowym .

Tego banalnego wieczoru, kiedy byłem świadkiem wypadku samochodowego

Musimy cofnąć się o kilka lat, na przełomie września i października 2021 roku.

To ponowne wejście było dość dziwne: kończyłem swoje prawo jazdy, przeprowadzałem się z moim chłopakiem w tym czasie do dużego mieszkania ... Traciłem po trochu.

Tego wieczoru była pierwsza impreza zorganizowana przez biuro studenckie w barze w mieście. Kufel był niedrogi i mogłem stwierdzić, że mój poziom alkoholu wymyka się spod kontroli.

Jak na nieprzyzwoitą historię o zazdrości, mój chłopak złościł się i groził, że wróci do mieszkania beze mnie. Musiała być 23:00, a ja nie miałem zamiaru wracać do domu.

Pamiętam, że zostaliśmy przez chwilę na zewnątrz z przyjacielem, popijając naszego drinka.

Około 2:30 zdecydowaliśmy się wyruszyć w drogę, aby wrócić do mojego mieszkania, w którym już czekał mój chłopak i gdzie planowałem gościć przyjaciela.

Po studenckim wieczorze podróż szła w najbardziej przyziemny sposób : rozmawialiśmy, nawet trawiliśmy trawkę w ukrytym rogu ulicy, pomagał nam alkohol.

I dotarliśmy na sam dół bulwaru, w okolice zamku, tuż przed mostem.

Byliśmy zaledwie kilka metrów od przejścia dla pieszych, kiedy usłyszeliśmy pisk opon samochodu na asfalcie. Pojawiła się dopiero kilka sekund później: rodzaj białej błyskawicy, której, jak wiedzieliśmy, nie da się kontrolować.

Samochód ścigał się przed nami, uderzył w barierkę i rozbił się 4 metry poniżej, na obwodnicy, która otacza miasto, w którym mieszkam. Byliśmy sparaliżowani .

I w mniej niż 3 sekundy wszystko już zniknęło, bulwar znów opustoszał, nic się nie poruszało.

Uratuj rannego kierowcę

Pamiętam, jak biegłem przez ulicę, mój przyjaciel deptał mi po piętach. Obserwowaliśmy ten biały samochód, przewrócony na dachu, niecały metr od centralnego pasażu.

Czułem się, jakbyśmy byli tam od zawsze. Wtedy mój przyjaciel szepnął, że musimy do kogoś zadzwonić. Nie znałam numeru alarmowego, byłam bezradna.

Wykręciła numer 15 i wręczyła mi swój telefon, jakbyśmy już ustalili, że to ja będę musiał poradzić sobie z tą sytuacją.

Operator wyciągnął mnie z odrętwienia. Poprosił mnie o możliwie najdokładniejsze opisanie miejsca zdarzenia, dopóki nie kazał mi wysiąść i sprawdzić, czy kierowca i potencjalni pasażerowie jeszcze żyją.

Pomijając oczywiste niebezpieczeństwo, jakie to stanowiło - zjeżdżanie obwodnicą o 3 nad ranem bez urządzenia oświetleniowego - moją pierwszą myślą było powiedzenie sobie, że jeśli w tym samochodzie byli martwi ludzie, w żaden sposób ich nie chciałem. dotknąć .

Zszedłem na drogę. Operator ciągle prosił mnie o sprawdzenie, czy w samochodzie nie było żadnych ofiar śmiertelnych, ponieważ to warunkowało pomoc, którą miał wezwać.

Okno po stronie kierowcy było nienaruszone, ponieważ samochód po raz pierwszy rozbił się po stronie pasażera. Sytuacja była makabryczna: byłem tam, leżałem na asfalcie i pukałem do okna .

Kierowca odwrócił się ode mnie i nie reagował. Nie mogłem wiedzieć, czy żyje.

Operator powtarzał mi, nigdy się nie męcząc, że absolutnie muszę mu powiedzieć, jaki jest stan tego nieznajomego.

Chodziłem wokół samochodu. Okno po stronie pasażera zostało rozbite na tysiące odłamków szkła, a blacha zgnieciona od uderzenia.

Widziałem to wyciągnięte ramię pokryte krwią i tatuażami. Wołałem kierowcę na kilka sekund… W końcu zareagował, to ramię poruszyło się i złapałem go za rękę .

W tym momencie nic się nie liczyło: nie było mi zimno, nie byłem głodny, nie bałam się, nie bolało. On był żywy.

Zostało nas tylko dwóch na tym asfalcie, w tym mieście, na tym świecie.

Przekazałem informacje, które miałem, operatorowi, który powiedział mi, że wysłał pomoc. Teraz zaczęła się prawdziwa praca: musiałem zachować świadomość tego człowieka .

Po uratowaniu rannego mężczyzny

Był skulony, blacha przybrała kształt jego ciała. Udało mu się tylko uwolnić ramię. Zapytałem go o imię, wiek, pracę, czy nie odczuwa zbyt wielkiego bólu.

Powiedziałem mu, że wszystko będzie dobrze, że tam jestem , że go nie zostawię .

Moim zdaniem dyskusja ta trwała kilka godzin przed pojawieniem się SAMU, strażaków i żandarmerii.

Uświadomiłem sobie moje otoczenie, syreny, pomocników, którzy byli zajęci wokół nas, kiedy położyli ręce na moich ramionach, aby wstać i odłożyć mnie na bok.

I tam wszystko się rozjaśniło: gdy myślałem, że jesteśmy sami, nadeszła pomoc i moja koleżanka zatrzymała ruch (nie powiedziała mi o tym wcześniej, ale ciężarówka przyjechała, kiedy się położyłem w gruzach, aby wziąć kierowcę za rękę).

Policja nas przejęła, ponieważ potrzebowali naszego zeznania. Na komisariacie kazali nam czekać w dużej sali: milczałem i miałem wrażenie, że już nic nie czułem .

Mój przyjaciel przemówił do mnie:

„Twoje ręce… są pełne krwi. "

Miałem mdłości. Musiałam rzucić się do łazienki, żeby się umyć i opamiętać.

Policja odebrała nasze zeznanie i około 5 rano odprowadziła nas do mojego mieszkania. Nie spaliśmy, ale rozmawialiśmy, dopóki nie zdecydowaliśmy się pójść na zajęcia.

Nie zwracałem uwagi: cały dzień szukałem informacji na temat wypadku , miałam obsesję. Czy on żył? Jeśli tak, to jak się czuł? Czy będzie miał kłopoty? Czy pił?

Dni mijały bez możliwości usunięcia tego, co się stało z mojej głowy: codziennie o tym myślałem, śniłem o tym, miałem z tym koszmary.

Aż pewnego wieczoru dzwoni do mnie nieznany numer. Była dziewczyną tego mężczyzny: żył, ciężko ranny, ale żył. Podziękował mi przede wszystkim za to, że go nie zostawiłem i że zostałem.

Żandarmeria uprzejmie podała mu mój numer telefonu. Płakała, ja też.

Uratowałem kogoś przed wypadkiem samochodowym i on też mnie uratował

Po kilku tygodniach sytuacja się uspokoiła: mniej o tym myślałem, codzienne życie wróciło do swego powolnego biegu.

A potem wysłał mi wiadomość, jeden wieczór, długo po tym, aby mi podziękować . Płakałem, gorące łzy. Czułem się żywy, szczęśliwy.

To piękna historia. Nie dlatego, że jest mój i brakuje mi obiektywizmu, ale dlatego, że kończy się dobrze: on żyje, z bardzo małymi następstwami, biorąc pod uwagę gwałtowność wypadku.

Nie mogłem wyrazić słowami tego, co przydarzyło się nam tego wieczoru, aż do później. Aby napisać do pani, mademoisell, wróciłem do notatki, którą napisałem kilka miesięcy później.

Tutaj jest w całości, bez retuszu:

„Obiektywnie rzecz biorąc, rzadkie wydają mi się te chwile, kiedy czujemy się naprawdę przydatni, kiedy wiemy, że ktoś nas rozpaczliwie potrzebuje. Ten moment, w którym jedno staje się jedyną kotwicą drugiego.

To przerażające uczucie, które zamarza tak samo, jak galwanizuje . Zapominamy o wszystkich doznaniach ciała, znika wszystko, co nie jest istotne.

Liczy się ta osoba, o której nic nie wiemy. Ta osoba, która tak mocno trzyma twoją rękę, która się boi.

A potem zastanawiamy się: kto był najbardziej zdesperowany? Kto uratował drugiego?

Tego wieczoru wygrałem to, czego nikt nie będzie w stanie mi odebrać: poczucie, że byłem pożyteczny, że postąpiłem słusznie, że znalazłem uncję odwagi, której czasami brakuje mi, aby wyjść ktoś z jego rozpaczy. "

To naprawdę to uczucie, które pozostaje, prawie 4 lata po fakcie: tamtej nocy pomogłem komuś w całkowicie bezinteresowny sposób, ponieważ byłem tam we właściwym czasie.

Często powtarzam sobie, że jeśli jutro umrę, to pozostanie: Byłem komuś przydatny, naprawdę przydatny.

Nie znam tego człowieka, z którym trzymałem się za rękę, czekając na przybycie pomocy. Nic o nim nie wiem, a mimo to czuję się z nim wiecznie blisko .

Myślę o nim czasami, bardziej żywo, i mam nadzieję, że czuje się dobrze, że jego życie toczy się tak, jak chce. Mam nadzieję, że cieszy się każdą chwilą.

Tej nocy go uratowałem. Tej nocy na pewno mnie też uratował. Aby upewnić się, że ta historia jest prawdziwa, oto artykuł dotyczący wypadku, który ukazał się w lokalnej gazecie.

Popularne Wiadomości